Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A ten świat granitowy w swojéj rozciągłości,
Jest morzem nieprzebraném szacownych piękności;
Uderza nas potęgą cudów swoich mile,
Lecz przewodnik przerywa zachwycenia chwilę:
„Ta kraina, co umie każdego roztkliwić,
„Panosku nie zdoła nas przez zimę wyżywić!
„Musimy się po świecie daleko rozchodzić,
„I w dalekich równinach przykre błota brodzić!
„Chodzimy mając drutu na sobie obręcze,
„Ażeby, gdzie się trafi, zatrudniwszy ręce
„Można siebie posilić — idąc coraz daléj,
„A na głód i na nędzę człowiek się nie żali,
„Bo cóż skarga pomoże?... człek jakoś wytrwały,
„Choć często kąska chleba nie widzi dzień cały;
„Nie może się przywiązać do równin zwyczajów! —
„Na wiosnę z mały zyskiem, wraca do swych krajów,
„Gdzie jest zdrowsze powietrze, widoki ładniejsze,
„I gdzie wszystko jest milsze, słodsze i wdzięczniejsze!
„Niewymownie cieszę się panosku kochany,
„Że mówicie po polsku, boć człowiek stroskany
„Gdy gości nierozumie, których oprowadza;
„O! jakże wasza mowa mą duszę osładza??
„Tu z dalekich okolic przychodzą panowie,
„Tu bywają nieznacznie przebrani królowie;
„Nie mogą się nacieszyć owych gór wytworom,
„Naszéj mowie, szczerości i naszym ubiorom!”
Spuszczając się z Magury na dolinę Zdżaru,
Widać spad rzeki Wilby wśród polnego jaru,
Nad którego brzegami chaty rozrzucone
Wyglądają, miejscami gęsto ożerdzione.
Daléj lasy, a z lasów ostrymi szczytami
Wystrzelają opoki nazwane Szragami;