Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Daléj góry piętrzące lasami porosłe
Ciemną barwą i swoją postacią wyniosłe,
Stoją jako przedmurza, a za niemi śliczne
Rysują się w przestworzu Tatry niebotyczne,
Jakby wiecznych granitów dalekie szeregi,
Których czoła i piersi pośrebrzają śniegi.
Do cudów, które tu wźrok podziwia zdumiały,
Przyczynia się nie mało Dunajec wspaniały
U stóp miasta płynący, który w swém korycie
Kamienicy z Popradem wydzierając życie,
Choć zwycięzko ucieka falą zasilony
Gniewa się bez przestanku że jest przymuszony
Dźwigać na swym szerokim, niespokojnym grzbiecie,
O dziewietnastu łukach most który go gniecie.
Jeszcześmy z oddalenia do Sącza nie przyśli
Już się w nas budzą nowe uczucia i myśli:
Że król Wacław panując w Lechitów krainie,
Piérwszy wzniósł mury jego i pierwszą świątynię;
Król zaś Ludwik siostrzeniec Kaźmierza Wielkiego,
Przyprowadził to miasto do stanu lepszego
I zakwitnęło życiem, a wedle zwyczaju,
Podniesione do rzędu piérwszych w całym kraju,
Miało prawa i swoją wykonawczą władzę,
Przy któréj sprawiedliwość była na uwadze,
A handel dla mieszkańców przynosząc zasoby,
Rozszerzał ludne miasto, przysparzał ozdoby.
Króla Ludwika matka gdy tu przyjechała,
W imieniu jego wodze rządu odebrała;
A Władysław Jagiełło gdy gościnnie bawił,
Witolda do Cesarza Zygmunta wyprawił,
O utrzymanie zgody, i tutaj spokojnie
Naradzał się z Cesarzem o koniecznéj wojnie