Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przeszło dawno południe, gdy oto zjawiła się grupa kóz, kroczyły prosto ku kwietnym polom.
Nie było to ich pastwisko, gdyż kwiatów nie lubiły. Wyglądały na posłańców trzody, z Ziębulką na przedzie. Szukały widocznie towarzyszy, którzy przekroczyli swą nieobecnością, znany im dobrze czas. Ziębulka zabeczała głośno na widok odnalezionych, a inne odpowiedziały i cała grupa ruszyła truchtem ku siedzącym. Zbudził się Pietrek, długo atoli przecierać musiał oczy, gdyż śnił mu się wspaniały, czerwony, z żółtemi gwoździkami wokoło siedzenia, wózek, stojący pod szopą. Tymczasem miast gwoździ zobaczył tylko żółte złotojeście. Wrócił strach, że mimo przyrzeczenia Heidi rzecz wyjść na wierzch może. To też całkiem posłusznie i troskliwie sprowadził Klarę na pastwisko, wraz z Heidi.
Gdy usiedli na dawnem miejscu, przyniosła Heidi pełny plecak. Widziała smakowite rzeczy, jakie weń włożył rano dziadek, i radowała ją myśl, że Pietrkowi sporo się z tego dostanie. Czyniąc wiadomą pogróżkę za krnąbrność, miała właśnie jedzenie na myśli, ale chłopak inaczej sobie to wytłumaczył. Dobyła wszystko pokolei, zrobiła trzy równe, duże kupki i rzekła:
— To, czego nie zjemy, dostanie Pietrek w dodatku.
Każde wzięło się do swojej porcji, ale jak było do przewidzenia, została dla Pietrka dodatkowa jeszcze kupka, równie wielka jak pierwsza. Zjadł wszystko, w milczącem skupieniu, nawet okruszyny, ale nie z taką jak zawsze radością. Coś mu ciężyło na żołądku, coś gniotło i zatrzymywało każdy kąsek w gardle.
Wzięli się tak późno do obiadu, że niedługo nadszedł dziadek. Heidi wybiegła naprzeciw, chcąc zaraz opowiedzieć, co zaszło. Ale wielkie podniecenie nie pozwalało jej znaleźć słów. Mimo to zrozumiał i żywa radość rozpromieniła twarz jego. Przyspieszył kroku i rzekł, podchodząc do Klary: