Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze, że pani babunia przywiozła tyle odzieży, jak na wojenną wyprawę zimową. Przyda się teraz.
— Drogi panie, — powiedziała żywo — ostrożność to wielka cnota i chroni przed niejednem. Każdy wie, że w górach waszych panują często burze, ulewy i wyją wichry. Dzięki Bogu, mamy teraz pogodę, ale i tak przydaje się mój zapas. Jesteśmy więc jednego zdania.
Wyszli oboje na strych i usłali na sianie grubą warstwę, tak że legowisko przybrało postać fortecy.
— Przez to nie przeniknie ani jedno źdźbło! — powiedziała babunia, próbując ręką, i istotnie, tak grubego wału żadne przebić nie mogło.
Zadowolona bardzo, zeszła wraz z dziadkiem do dziewczynek, które, siedząc przytulone do siebie, układały plan tego, co robić będą przez czas pobytu Klarci na hali. Szło o to, jak długo zostanie i pytanie to przedłożono zaraz babuni. Odparła, że zadecydować musi sam dziadek. Gdy go spytano, powiedział, że po czterech tygodniach pokaże się, czy pobyt na hali służy Klarze. Wybuchnęły radosnemi okrzykami, gdyż termin ten przekraczał wszelkie ich nadzieje.
W tej chwili dostrzeżono ludzi idących z krzesłem i koniem. Pierwszych zawrócono odrazu.
Gdy babunia miała dosiadać wierzchowca, zawołała Klara wesoło:
— Odjeżdżasz, droga babuniu, lecz to nie jest rozstanie, gdyż będziesz wracała często zobaczyć, co robimy, i zawsze się na to możemy cieszyć, prawda, Heidi.
Odpowiedziała podskokiem radości tylko.
Babunia wsiadła, a dziadek ujął konia za uzdę, by go sprowadzić po stromej ścieżce. Oponowała, by miał iść aż tak daleko, ale oświadczył, że już dość ciemno, a jazda po zboczu nie jest wolna od niebezpieczeństwa.