Strona:PL Sofokles - Antygona (Kaszewski).djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Najwięcej, co się z twym pożytkiem godzi;
Bo cóż za obraz dla dzieci wspaniały:
Widzieć rodzica w całym blasku chwały!
Więc nie trwaj, ojcze, w niewczesnym uporze,
Iż twój li rozum coś znaczy i może;        80
Bo i sam przyznasz, że ci, co w swej dumie
O własnym tylko trzymają rozumie,
Swoim zdolnościom hołdują i mowie:
Że ci najczęściej mają pustki w głowie,
A mąż im jaśniej spoziera w głąb rzeczy,        85
Tem więcej słucha i nie zawsze przeczy.
Gdy zamieć trzęsie drzewami, to owo,
Które się ugnie, — przetrzyma ją zdrowo,
Inne, chcąc sprostać własnem wysileniem
Naciskom burzy, wali się z korzeniem.        90
A żeglarz, jeśli, choć go wicher nagli,
Nie wstrzyma biegu i nie zwinie żagli,
To łódka jego chwieje się, rozpada,
A on na szczątki, ratując się, siada.
Więc lepiej, ojcze, porzuć ten gniew, — radzę,        95
I do umysłu daj przystęp rozwadze:
Bo jak tak sądzę w mym młodym rozumie:
Dobrze to, jeśli człowiek samodzielnie
Zaradzić sobie w każdym razie umie;
Jeśli przeciwnie (a mówiąc rzetelnie        100
To traf najczęstszy), więc niechaj już lepiej
Cudzym rozumem swój rozum pokrzepi.


Przodownik Chóru.

I cóż ty na to, co on mówi, panie!
Zda się, że oba słuszne macie zdanie.


Kreon.

Na starość dla mnie hańba niesłychana,        105
Bym miał się żywić radami młodziana.


Hemon.

Ja-ć źle nie radzę i cóż stąd, żem młody?
Nie na wiek zważaj, ale na dowody.


Kreon.

Chcesz ze mnie zrobić złych ludzi czciciela?


Hemon.

Tej przecie rady nikt ci udziela.        110