Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Które potem, niżeli oczu ludzkich doszły,
Chropawą skórą kreski wycięte zarosły:
A Wołowcy mniemając, że to stare Muzy,
Abo pasterz wyrzezał mądry z Syrakuzy,
Jako wyborne pisma z radością czytali,
Potem je między wami śpiewając rozsiali.
A ja się uszom waszym dziwuję rozpustnym,
Ze w nich miejsce dajecie moim plotkom ustnym;
Com ja z myśli wyrzucił jak nikczemne śmieci,
To chwytacie dla siebie i dla waszych dzieci.
Nawet teraz samemu sobie ganię srodze,
Żem tak kiedy rozpuścił fochom moim wodze —
Jako gdy kto tabaką dymną mózg podkurzy,
Że się mu rozum zaćmi, fantazya wzburzy,
Choć ladaco blazgoni, choć jako wieprz krząka,
Rozumie, że na lutni Galotowej brząka;
Skoro się zaś wyszumi, dopiero żałuje
Błędów przeszłych, karze je w sobie i strofuje.
Nie inaczej Pafijczyk głowni swojej wrzawą
Baczenie mi zaślepił smrodliwą kurzawą,
Żem jak w odmęcie chodził nie tam, gdzie mi radził
Rozum, ale kędy mię śleporód prowadził.
Przetóż, wyjąwszy z ust mych wstydliwe wędzidła,
A przyjąwszy młodości mojej bystre skrzydła,
Zaniósł mię do szaraju, gdzie cienka podwika
Nauczyła mię swego miękkiego języka,
Żem lubo cicho szeptał, lubo śpiewał krzykiem,
Zawżdym się słyszeć dawał niewieścim językiem
Tusząc sobie, że przez te fraucymerne baśnie
Imię swe Białej Rusi najlepiej objaśnię —
Aż kiedy w piątek snopek kłosy moje wiążę,
Widzę, iż je tą sprawą w ciemnej nocy grążę;
Z czasem i zapalczywa chuć we mnie ostydła,
Za laty popędliwe opadły mię skrzydła.
Dziękujężci starości! iżeś przytępiła
Rogów bystrości mojej, których żadna siła
Poskromić nie zdołała; tyś bieżące czwałem
Zatrzymała hamulcem myśli moje trwałym,
Za twojem cichem przyjściem odbiegły mię fochy,
Które o zgubę umysł przyprawują płochy.
Czas doktor najpewniejszy gdy mi laty dojął,
Nauczył mię lekcyi, którejem nie pojął,
Pokazując, że miłość nie prawym jest sędzią,
Bo rzeczy wszystkie mierzy chciwości swej piędzią,
Odwagi, ciężkie prace i nieznośne grzechy
Lekkim gwichtem odważa krociuchnej uciechy,
Sprośności swe, przypadki, utrapienia, mary
Piękną twarzą pokrywa anielskiej maszkary
Właśnie, jako Syrena, postawą dziewiczą
Przyłudziwszy flisów i muzyką słowiczą,