Strona:PL Sebastyana Grabowieckiego Rymy duchowne.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Boś miłosierny. Lecz ludziom wpaść w ręce,

20 
Niemasz skończenia, niemasz miary w męce.


Uchowaj od nich, strzeż wargi fałszywej,
Prowadź me usta po drodze prawdziwej,
Twierdź statecznością, a sam z doległości
Pomóż, mój Boże, z swej świątobliwości.



LXXXVI.
KOLĘDA.

Dziecię się urodziło i syn nam jest dany;
A więc nie syn kowalów, jako był nazwany,
Ale syn rzemieśnika, co słońce z świtaniem
Stworzył, księżyc i gwiazdy swem upodobaniem.

On chocia wszytkie inne czasy sam zgotował,

Jednak ten dzień z osobna hojnie udarował.
Weselmy się z poskoki, gdyż go sam Pan sprawił,
Nam dał wolność, szatana wszelkiej władzej zbawił.

Trzy dziwne rzeczy spaja: bóstwo nierozdzielne;

10 
Dzisia, gdy ciało bierze z panienki śmiertelne,

Złącza bóstwo z człowiekiem, matkę z panną, bierze
Do tych dwu ludzkie serce, pałające w wierze.

W jednę osobę weszło: słowo, dusza, ciało,
I to troje jednem się, jedno trojem stało.

15 
Wszakoż nie z pomieszania tych trojga istności,

Ale z jednej osoby własnej społeczności.

Więc matka z panną spólnie: wtóre zjednoczenie.
A tego nie słychało ludzkie pokolenie,
Żeby panną być mogła, która porodziła,

20 
Albo też matką bywszy, żeby panną była.


Trzecie: serca ludzkiego złączenie jest z wiarą;
To acz pierwszego niższe, trzecią kładę miarą;