Strona:PL Sebastyana Grabowieckiego Rymy duchowne.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dawasz w gniewie będąc; pewnie lud złośliwy
Mną się nie pocieszy, boś jest Bóg prawdziwy.

Wzywać cię chcę a ty miłosierdzie swoje

10 
Rozpuścisz na prośbę i gorzkie łzy moje;

Dawszy mi cierpliwość, rękę swą rozszerzysz,
Chcąc, aby mnie strzegła: w tem jad ich uśmierzysz.

Uczyń znak nademną, że mnie masz na pieczy,
Aby przeciwnicy uznawszy te rzeczy

15 
Z wstydem oczy swoje odwiedli odemnie

A niech pomoc kwitnie twa z pociechą we mnie.



XXIII.

Okno, którem widzi Bóg niski świat z nieba,
Zasłoną takową zamknąćby cię trzeba,
By naszej swej woli, bystrej wszeteczności
Wieczny Pan nie widział z swojej wysokości.

Lecz jeśliże jemu, czymby zakryć oko

Świat nie ma, bo widzi wzdłuż i gdzie szeroko,[1]
Głębokość przenika, a za jakąż, Panie,
Zasłoną złość nasza bezpieczna się stanie?

Rozpuściły skrzydła nasze nieprawości,

10 
Złość brzegi wylała w nadzieję lutości

Twojej z miłosierdziem; bo, acz dawno trzeba
Potopów i ogniów, wściągasz gniewu z nieba.

Pobożność nie władnie, daj wodza takiego,
Co z jego powodu umysł do dobrego

15 
Skłaniałby się ludzki: bo w takiej pustocie

Tyś obrażon w niebie, gwałt na ziemi cnocie.


  1. gdzie głęboko.