Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głębokie dysputy. Rozszedłszy się po całym owym wielkim, górzystym kraju, wędrowali po dwóch, po trzech na dalekich i krętych drogach. Małe i ciemne ich sylwety zaludniały całą tę pustynną wyżynę, nad którą zwisło ciężkie i ciemne niebo, sfałdowane i chmurne, poorane w długie równoległe bruzdy, w srebrne i białe skiby, ukazujące w głębi coraz dalsze pokłady swego uwarstwienia.
Światło lampy stwarzało sztuczny dzień w owej krainie, — dzień dziwny, dzień bez świtu i wieczoru.
Ojciec mój uspokajał się powoli. Gniew jego układał się i zastygał w pokładach i warstwach krajobrazu. Siedział teraz na galerjach wysokich półek i patrzył w jesieniejący, rozległy kraj. Widział, jak na dalekich jeziorach odbywał się połów ryb. W maleńkich łupinkach łódek siedziało po dwóch rybaków, zapuszczając sieci w wodę. Na brzegach chłopcy dźwigali na głowach kosze, pełne trzepocącego się, srebrnego połowu.
Wówczas to dostrzegł, jak grupy wędrow-