Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

względu na obecność Filipa i Checchiny, zaczęła mi mocno wyrzucać moje przesadne skrupuły.
— Ty mnie wcale nie kochasz — mówiła — skoro, jeżeli ja koniecznie pragnę się skompromitować dla ciebie, ty nie chcesz mi dopomódz.
Wypowiadała mi rzeczy najniedorzeczniejsze i najczulsze, nie uchybiając. instynktowi wytwornej skromności, jaką posiadają młode dziewicę, mające rozum.
Słuchająca tej rozmowy Checchina, z punktu sztuki była olśnioną, jak mi powiedziała potem.
Filip zaś, uważałem, z dziesięć razy to na Alezyę, to na mnie zwracał wzrok melancholijny z niewymownem wzruszeniem.
Kłopotliwą stawała się Alezya ze swą gwałtownością. Mówiła, żem zimny, sztywny; utrzymywała, że we wzroku moim niema zadowolenia, czyli szczerości. Niepodobały się jej moje rozporządzenia, oburzał ją mój brak odwagi. Miała gorączkę, a w niej piękna była, jak Sybilla. Byłem bardzo nieszczęśliwy w tej chwili, gdyż miłość moja znów zaczynała się budzić i czułem całą wielkość ofiary, jaką zmuszony będę uczynić.
Do ogrodu wjechał powóz, a rozmowa nasza tak była ożywioną, żeśmy go nie słyszeli. Naraz drzwi się otworzyły i weszła księżna Grimani.
Alezya wydała okrzyk rozdzierający i rzuciła się w objęcia matki, która długo trzymała ją na