Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co rano przebywała Rubikon, pewna, iż na drugim brzegu zastanie państwo bardziej kwitnące od opuszczanego. Nie było więc nic nizkiego w tych kobiecych matactwach, bo nie było nic tchórzliwego. Ona nie udawała boleści, nie czyniła fałszywych obietnic, nie zanosiła udanych próźb. W chwilach dla niej dolegliwych dostawała prawdziwych napadów nerwowych. Czemuż kochankowie jej byli tak łatwowierni, iż gwałtowne wybuchy jej gniewu brali za głęboki ból, powstrzymywany przez duszę? Czyż to nie wina wszystkich mężczyzn, jeśli pozwalają się oszukiwać próżności własnej?
Zkądinąd, gdyby nawet Checchina, dla zachowania władzy, grała tragedyę w swym buduarze, tłumaczyła ją wielka szczerość postępowania. Nigdy mi się nie zdarzyło spotkać kobiety szczerszej, wierniejszej kochankom jej wiernym, śmielszej w swych wyznaniach, gdy się za niewierność pomściła, bardziej niezdolniej do odzyskania władzy za pomocą kłamstwa. Prawda, iż gwoli temu kochała niedosyć, i że żaden mężczyzna, zdaniem jej, nie zasługiwał na to, aby ona dlań zadawała sobie przymus i poniżała się we własnych oczach przez dłuższe udawanie. Ja często myślałem, że my, mężczyźni, głupio postępujemy, wymagając tyle szczerości, skoro tak mało oceniamy wierność. Sam doświadczałem, że trzeba więcej uczucia, aby podtrzymać kłamstwo, niż odwagi, aby powiedzieć prawdę. To tak łatwo być szczerym z osobą, której