Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ona temu nie uwierzy, panie hrabio; niebezpieczeństwo tkwi w posługiwaniu się ajentem i spólnikiem w wykradzeniu małoletniego.
— Niebezpieczeństwo byłoby tylko dla mnie i dla ciebie: ale tak rzecz urządzimy, że niczego nie będziemy się potrzebowali obawiać.
— Pan hrabia życzy sobie, aby dziecko wychowywało się w korzystnych warunkach i żeby mu na niczem nie zbywało?
— Życzę sobie tego koniecznie. Nie mam żadnego uprzedzenia do stworzenia, które nie ma pojęcia o złem i dobrem.
— Jeśli dobrze zrozumiałem, to pan hrabia chce, aby dziecko wzrastało w niewiadomości, czyjem jest, i żeby mu nikt tego nie powiedział.
— Pojąłeś mnie dobrze.
— To bardzo trudne do przeprowadzenia.
— Wszystko się da zrobić pieniędzmi. Wynajdż kobietę uczciwą a nieszczęśliwą. Wywieziesz ją daleko, bardzo daleko po za Francję nawet; póki tylko dziecko znieść, będzie mogło podróż, póty niech ona trwa. Umieścisz je w miejscu odludnem, a mamka będzie je tak wychowywać, jakby było jej własnem, ani lepiej ani gorzej. Wynagrodzę ją sowicie, jeśli przez trzy lata będzie dobrze dziecko pielęgnować. Później ty się niem zajmiesz, ale nie trzeba jej tego mówić. Jak przyjdzie w umówionym dniu, niech wie tylko tyle, że ma mnie słuchać, mnie samego i nikogo więcej; twoja rzecz wybrać taką, aby była gotową zrobić wszystko, co jej każę, t. j. gotową była na wszystko, jeśli chce uczciwie zarobić wiele pieniędzy.
— A cóż na to powie pani hrabina?
— To mi obojętne. Dziecko musi uchodzić za umarłe i dla niej także. Umrze w mamkach, to rzecz cała.