Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dostatecznie znali umiejętność życia, aby nie zdradzić po sobie co czują.

VI.

To sam na sam trwało bardzo długo i musieli powiedzieć sobie wiele pięknych rzeczy. Pan Salcéde widać nie zdradził swojej namiętności, bo nakoniec pani wstała z ławki, a idąc ku domowi, zwróciła się ku niemu i głośno powiedziała, że nie ma zamiaru przejść się, tylko przyniesie sobie robotę. Słyszałem jak mówiła wyraźnie: „Proszę poczekać na mnie, nie chcę abyś pan wstawał, i spodziewam się zastać pana na tej ławce“ — i pobiegła lekko jak sarneczka.
Dla lepszej obserwacji wśliznąłem się w cienisty sąsiedni szpaler i z zajęciem przysłuchiwałem się dalszej konwersacji. Udało mi się tak umieścić, że mogłem wyraźnie widzieć grę fizjonomji pana Salcéde po odejściu pani hrabiny. Podczas kilku minut oczekiwania oczy miał nieruchomie utkwione w miejsce, gdzie Rolanda zniknęła. Wyglądał jak posąg: ręką przytrzymywał serce, jakby przygłuszyć chciał gwałtowne jego uderzenia. Gdy wróciła, odetchnął głęboko i powstał z ławki; ale usiadł natychmiast jak dziecko posłuszne, skoro usłyszał ją wołającą: „Siadaj pan!“ W jednej chwili już była przy nim i zaczęła spokojnie haftować.
Widziałem i słyszałem ich doskonale. Rozmowa ich była poważna. Pani mówiła, że chętnieby odnowiła stary zamek, gdzieby z przyjemnością przyjeżdżała na lato, bo więcej podobała jej się tutejsza, choć dzika okolica, jak inne majątki hrabiego: jeden w Orleanie nad brzegiem Loary, a drugi w Normandji nad morzem. Nie lubi tych wielkich wód, tylko jeziora, albo małe szemrzące potoki, zresztą sądzi, ze daleko stosowniej zamieszkiwać majątek Flamarande, kiedy się takie same nosi nazwisko.