Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Po pierwszych zajęciach w zaprowadzonym przezemnie porządku znowu mnie smutek owładnął. Ludzie i rzeczy nudziły mnie. Okazywany mi szacunek i przyjaźń wydawały mi się nieszczeremi. Byłem niesprawiedliwy, bo wszyscy nie wyjąwszy pani, przedewszystkiem zaś pani okazywała mi zaufanie bez granic w zarządzie jej majątku, a moich podwładnych ująłem sobie grzecznością i delikatnem obejściem. Ale cóż? nie byłem kontent z siebie. Przeszłość, z którą zerwać chciałem, trapiła mnie jak przykry sen. Za wiele myślałem o życiu i czynach drugich, a teraz nie mogłem zapanować nad mojem własnem życiem. Nie mogłem nagiąć mojej woli do spokoju i chłodu potrzebnego w moim nowym zawodzie. Ciężkie sny mię trapiły: Podróżowałem we śnie, przebiegałem góry, wykradałem dzieci, które mi znowu odkradano, błądziłem po pieczarach, ścigano mnie albo ja kogo ścigałem. Budziłem się oblany gorącym potem, albo zlodowaciały z przestrachu. Rozpaczałem, trapiły mnie marzenia zbrodniarza, a jednak nie chciałem nikomu zrobić nic złego.
Nie, mówiłem sobie, intencje moje nie były bez zarzutu. Nie w interesie samego Rogera ukryłem tamto dziecko i wykradłem tajemnicę jego matki. Byłem rozgniewany na nią, przywłaszczyłem sobie prawo sądzenia jej, prawo należące tylko do męża. — Wtedy mała zapisana karteczka, którą w takiej samej, jak Salcéde nosiłem torebce, zaciężyła mi na piersiach ołowiem. Zrozumiałem siłę tego talizmanu na mojem wiernem sercu. Jakże by piękną była rola Salcéde’a gdy spotwarzona kobieta mogła napisać do niego. „Czuwaj nad mojem dziecięciem“. Do mnie ona tylko mogłaby to powiedzieć i poświęciłbym temu zadaniu tak jak i Salcéde całe moje życie; ale gdzież jego wielka zasługa, jeżeli poświęca się swemu własnemu synowi? Pełni tylko swoją powinność chcąc powetować zdradę