Strona:PL Roman Zmorski - Baśń o Sobotniej Górze.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wracając do domu, sporzyć się ze sobą wzięli, któremu teraz iść w drogę po żywą wodę dla matki? Lecz organista rzecze z urąganiem:
— Co? ty? — ty, głupcze! tybyś miał tam wskórać, gdzie twój brat nie wskórał? Lepszej tam głowy potrzeba, żeby się nie dać zwieść szatańskiej mocy. Jać to wiem dobry sposób na djable pokusy: niechno tam tylko pójdę z kropidłem a zaklnę biesa po łacinie, zobaczysz, czy mi podoła!
I wziąwszy na się kropielnicę z kościoła, w rękę kropidło, książkę za nadrę, ruszył za południem słońca…




Znów minął dzień, drugi, trzeci, — tydzień cały; brat młodszy próżno wypatrywał z chałupy za swoim najstarszym: ni go widu, ni go słychu… Biegł tedy znowu do baby po radę, co znaczy, że brat nie wraca?
— Daremnie za nim nie czekaj! — od-