Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nawet zabili, nie będzie już w waszej mocy powiedzieć, żeście nie widzieli światła, które jaśniało we mnie, ani też, gdyście je widzieli, wyrzec się go na zawsze. A więc możecie uderzyć we mnie. Walcząc ze mną, walczycie z wami samymi: już z góry jesteście pokonani. A ja broniąc siebie, bronię was samych. Ten jeden, który jest przeciw wszystkim, jest tym jednym, który jest za wszystkimi i będzie wkrótce jeden z wszystkimi...
Nie będę już samotny. Nie byłem nim nigdy. Witam was, bracia moi z tego świata! Chociaż jesteście daleko odemnie, rozsiani na całej kuli ziemskiej, jak garść ziarn, jesteście jednak tu wszyscy obok mnie i wiem o tem. Albowiem myśl samotnego człowieka nie jest nigdy, jak on sam osamotniona. Każda idea, która budzi się w pewnym człowieku, kiełkuje już w innych, a gdy jakiś człowiek nieszczęśliwy, zapoznany, znieważany, czuje, że ona rodzi się w jego sercu, niech się tem raduje. Albowiem cała ziemia budzi się wtedy ze snu.... Pierwsza iskra, która błyszczy w duszy samotnej, to koniec promienia, który przebije ciemności nocy. A więc przybądź światło! Spal noc czarną, która mnie otacza i tę, która mnie napełnia!...

XV.

Powróciła świeża jutrzenka, taka młoda, taka jasna. Brudy ludzkie nie plamią jej; słońce wypija je, jak mgłę.
Pani Clerambault zbudziła się i ujrzała męża leżącego z otwartemi oczyma. Myślała, że także dopiero teraz się zbudził.
— Dobrze spałeś tej nocy, — rzekła do niego. — Nie ruszałeś się całą noc.
Nic na to nie odpowiedział, uśmiechnął się