Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łości i gorącej czci uwolnił ją od bezwładności, która dotychczas krępowała jej członki i duszę; wyciągnęła ramiona ku nieobecnemu i rzuciła się wzruszona obok swego łóżka na kolana, dziękując Bogu i błagając Go, aby zachował całą boleść dla niej i aby dał szczęście temu, którego ona kocha.
Ale Bóg, do którego się modliła, nie wysłuchał jej prośby, albowiem na oczy młodej dziewczyny spuścił orzeźwiający sen zapomnienia, Clerambault zaś miał spełnić do dna swój puhar boleści.
W ciemności pokoju, gdy lampa zgasła, Clerambault patrzył w głąb swej duszy. Pragnął wniknąć w najgłębsze tajniki duszy tej, kłamliwej i tchórzliwej, która przed nim uciekała. Ręka córki jego, której miły chłód czuł jeszcze na swem czole, położyła kres wszystkim jego wahaniom. Był zdecydowany stawić czoło potworowi Prawdzie, choćby go miały poszarpać jego szpony, które nie puszczają już tego, co raz pochwyciły. Z trwogą w sercu, ale śmiałą ręką, począł zdzierać pokrwawione strzępy z osłony śmiertelnych przesądów, namiętności i myśli, obcych jego duszy, która ją całą omotała.
Najpierw gęste runo zwierzęcia o tysiącu głów, duszę zbiorową trzody. Szukał u niego schronienia z obawy i znużenia. Ono ogrzewa, człowiek dusi się w niem, jest to wstrętna pierzyna; gdy się ktoś raz w niej zanurzył, nie może już uczynić ruchu, aby się z niej wydobyć i nie pragnie nawet tego. Nie trzeba już ani myśleć, ani chcieć; jest się bezpiecznie chroniony od zimna, od wszelkiej odpowiedzialności. Lenistwo i tchórzostwo!... A więc precz z niem!... I natychmiast szczelinami wdziera się wiatr mroźny. Człowiek cofa się w tył... Ale już ten powiew wtrząsnął jego odrętwieniem; energja nadwerężona zrywa