Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nikt nie śpieszył się z czytaniem ich. Zapatrzeni w promienną przyszłość, nie troszczyli się o wiadomości bieżące. Maksym jednak zerwał opaskę wielkiego dziennika burżuazyjnego, przebiegł okiem cztery strony symetrycznie zadrukowane, podskoczył przy ostatnich wiadomościach i zawołał:
— Słuchajcie! Wojna!
Nie słuchano go. Clerambault upajał się jeszcze ostatniemi dźwiękami słów swoich, które właśnie przebrzmiały. Rozyna zaś znajdowała się w stanie spokojnej ekstazy. Tylko matka, której umysł nie mógł się na jednem miejscu utrzymać, jak mucha, która w różnych kierunkach lata, znajdując przypadkowo okruszynę chleba, usłyszała to ostatnie słowo syna i zawołała:
— Maksymie, nie pleć andronów!
Maksym zaprotestował przeciw tym słowom i pokazał w swoim dzienniku wiadomość, że Austrja wypowiedziała wojnę Serbji.
— Komu?
— Serbji.
— Ej, co tam! — rzekła poczciwa kobieta takim tonem, jak gdyby chciała powiedzieć: „Co nas to obchodzi, co się dzieje na księżycu...“
Ale Maksym odpowiedział z wyrazem przekonania — doctus cum libro — dowodził, że takie odległe wstrząśnienie, zbliżając się coraz bardziej, może łatwo rzucić iskrę zapalną w beczkę prochu. Clerambault obudził się ze swego rozkosznego odrętwienia, uśmiechnął się spokojnie i zawyrokował, że nic z tego nie będzie:
— Bluff, jak ich tyle widziano od trzydziestu lat: co rok, na wiosnę albo w lecie... Udawali walecznych i pobrzękiwali szablą... Nie wierzyli w możliwość wojny: nikt jej nie życzył sobie... Wojna była