Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozdział i.

Przy umierającym akrobacie.

Posłano po doktora Bourrou przed szóstą. Około ósmej przyszło kilku wieśniaków z okolicy na przedstawienie i powiedziano im, jak się rzeczy mają. Wydało się to im dziwnem zuchwalstwem, by prosty linoskok pozwolił sobie zachorować, jak zwykli śmiertelnicy, i wieśniacy odeszli bardzo niezadowoleni. Około dziesiątej, pani Tentaillon, seryo zaniepokojona, posłała na drugi koniec ulicy po doktora Desprez. Doktór siedział właśnie przy pracy nad swoim rękopisem w jednym rogu malutkiej jadalni, a jego żona drzemała przy kominku w drugim, gdy nadbiegł posłaniec.
— Sapristi! — rzekł doktór. — Powinniście byli przysłać po mnie wcześniej. To wypadek nagły. — I udał się za posłańcem tak jak stał, w pantoflach i szlafmycy.
Do zajazdu było niecałych trzydzieści yardów, ale posłaniec tu się nie zatrzymał. Wszedł jednemi drzwiami, a wyszedł drugiemi na podwórze, i prowadził doktora po wązkich schodach koło stajni na strych, gdzie leżał chory.
Choćby doktór Desprez miał żyć tysiąc lat, nie zapomniałby nigdy swego przybycia do tego pokoju, gdyż nietylko widok był malowniczy, ale chwila ta stanowiła erę w jego egzystencyi. Liczymy wszyscy, nie wiem