Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie; i my musimy znosić brzemię win cudzych, pokutować za przeszłość, nieznaną nam zupełnie, bo w was, o, nawet we mnie, tli iskierka Boskiego pierwiastku. Narówni z Nim więc powinniśmy dźwigać ciężar życia, dopóki nowa jutrzenka spokoju nam nie przyniesie. Dlatego też błagam, pozwól mi drogę moją przejść samotnie, wsparta bowiem na nim, na Pocieszycielu wszystkich strapionych, mniej nieszczęśliwą będę się czuła. Pożegnać ziemskie radości i dobrowolnie podjąć brzemię troski, oto jedyna nadzieja spokoju i ukojenia dla mnie.
Spojrzałem na twarz Ukrzyżowanego — i, rzecz dziwna, wizerunek ten tak przykry w realistycznej swej prawdzie, nagle innym do mnie przemówił językiem. Zdawało mi się, iż teraz dopiero pojąłem po raz pierwszy symboliczne jego znaczenie. Wprawdzie oblicze Boga-człowieka spoglądało na mnie z tym samym bolesnym a śmiertelnym kurczem, aureola jednak, otaczająca je, przypominała, iż ofiara dobrowolną tu była. Krzyż, wzniosły symbol cierpienia, stał na odludnej skale, górując nad nami, tak jak stoi często wśród ziemskich rozdroży, głosząc ludziom smutną, lecz szlachetną prawdę, iż rozkosz i przyjemność nie są celem, lecz drobnym, wypadkowym szczegółem naszego życia, że ból bywa zwykła udziałem zacnych i prawych, bo lepiej jest cierpieć, aniżeli źle czynić.
Wyczytawszy szczytną tę naukę w rysach Ukrzyżowanego, pochyliłem kornie głowę, opuszczając milczeniu samotne, nad przepaścią zwieszone urwisko. Gdy zaś stanąwszy na skraju lasu, raz jeszcze oczy me ku skalistemu podniosłem wierzchołkowi, spojrzenie ich zawisło na wysmukłej postaci Olalii, która, o krucyfiks wsparta, w jeden zlewała się z nim obraz.

KONIEC.