Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gwiżdż, a pieniędzy zawsze jak nie było tak niema.
— Odprawże go Lidorycz. Też chętka zatrzymywać go. Daj mu konie i niech przepadnie do djabła.
— Poczekaj, Pachomowna; w stajni są tylko trzy trójki, czwarta wypoczywa. Tylko patrzeć lepszych przejezdnych, nie chcę opowiadać swym karkiem za francuza. Ot, sprawdza się, już jadą! Ehe-he, a jak prędko! czy też nie jaki generał?
Przed gankiem zatrzymał się powóz. Sługa zeskoczył z kozła, otworzył drzwi i za chwilę wszedł do nadzorcy młodzieniec w wojskowym płaszczu w białej czapce; tuż za nim wniósł sługa szkatułkę i postawił ją na oknie.
— Koni! rzekł oficer rozkazującym głosem.
— Natychmiast! odpowiedział nadzorca, proszę o kartę podróży.
— Nie mam karty podróży. Jadę niedaleko... Czyż mnie nie poznajesz?
Nadzorca zakrzątał się i pobiegł przywołać furmanów. Młodzieniec zaczął przechadzać się po izbie, wszedł za parawan i cicho zapytał nadzorczyni: Kim jest przejezdny?“
— Bóg to wie, odrzekła nadzorczyni, jakiś tam francuz; ot już pięć godzin jak wyczekuje koni i gwiżdże. Dokuczył, przeklęty.
— Młody człowiek zagadnął przejezdnego po francusku,
— Dokąd pan jedzie? zapytał.
— Do pobliskiego miasta, odparł francuz; stam-