Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stary kapitan. Nie trzeba mówić takich rzeczy w okopach.
— W okopach czy gdzieindziej, mówię to co myślę. Milczę już zresztą, bo oto memu koledze don Juanowi kapelusz zleci do rowu, tak mu włosy jeżą się na głowie. On nietylko wierzy w duszę; on wierzy i w dusze czyśćcowe.
— Ja nie jestem filozofem, rzekł don Juan śmiejąc się, i zazdroszczę ci nieraz twojej wspaniałej obojętności na rzeczy zaziemskie; przyznaję bowiem, choćbyś się miał śmiać ze mnie, bywają chwile, w których to co opowiadają o potępionych przyprawia mnie o niemiłą zadumę.
— Najlepszy dowód bezsilności djabła, to to że jesteś dziś ze mną na tych wałach. Na honor, panowie, rzekł don Garcia klepiąc don Juana po ramieniu, gdyby był djabeł, już byłby porwał tego chłopca. Mimo że tak młody, macie tu w nim obraz istnego piekielnika. Oporządził więcej kobiet i utrupił więcej mężczyzn niżby tego mogło dokazać dwóch ojców Franciszkanów i dwóch walenckich zbirów.
Nie dokończył jeszcze ostatniego słowa, kiedy padł strzał od strony szańca dotyka-