Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednej ręce trzymał cierniową koronę, w drugiej dyscyplinę opatrzoną kolcami.
Na ten widok, groza zdjęła don Juana; wrócił szybko do lewego brzegu. Zjawisko, które go tak oczarowało, znajdowało się tam jeszcze; włosy kobiety bujały z wiatrem, oczy płonęły nadprzyrodzonym ogniem, a w miejsce wieńca trzymała w ręce miecz. Don Juan zatrzymał się chwilę nim przybił do brzegu, i wówczas, przyglądając się baczniej, ujrzał, iż brzeszczot jest czerwony od krwi, a ręka nimfy również jest krwawa. Przerażony obudził się nagle. Otworzywszy oczy, nie mógł wstrzymać krzyku na widok nagiej szpady, która lśniła o parę stóp od łóżka.
Ale nie piękna nimfa trzymała tę szpadę. Don Garcia przyszedł obudzić przyjaciela, i, widząc koło łóżka szpadę osobliwej roboty, oglądał ją z miną znawcy. Na klindze był napis: „Dochowaj wiary“; rękojeść, jak już wspomnieliśmy, miała herb, nazwisko i zawołanie Maranów.
— Ładną, widzę, masz szpadę, kolego, rzekł don Garcia. Musiałeś sobie odpocząć. Zbliża się już noc, przejdziemy się nieco, a kiedy przyzwoici obywatele pójdą spać,