Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krewniaka do nieba, nie pozwalając jej długo nudzić się w czyśccu.
— Pomyśl tylko, Juanku, dodawała hrabina, że ja może będę tak kiedyś cierpiała, i spędzę miljony lat w czyśćcu, jeżeli ty nie będziesz pamiętał o mszach, aby mnie wybawić! Jakby to było okrutnie zostawić tam matkę, która cię wykarmiła!
Wówczas chłopczyna płakał; i, o ile miał parę realów w kieszeni, dawał je pierwszemu kwestarzowi, który się nawinął ze skarbonką, „za dusze czyścowe“.
Kiedy wszedł do pokoju ojca, widział pancerze pogięte od kul, kask, który hrabia Marana miał przy zdobywaniu Almerji i który zachował ślad siekiery muzułmańskiej; lance, szable mauretańskie, sztandary zdobyte na niewiernych, zdobiły tę komnatę.
— Ten bułat, mówił hrabia, wydarłem Kadiemu Wajerskiemu, który uderzył mnie nim trzykrotnie, nim zbawiłem go życia. Ten sztandar nieśli powstańcy z góry Elwirskiej. Właśnie spustoszyli chrześcijańską wioskę; nadbiegłem z dwudziestoma rycerzami. Cztery razy próbowałem się wedrzeć w ich bataljon, aby zdobyć ten sztandar; cztery razy odparto mnie. Za piątym, uczyniłem znak krzyża, krzyknąłem: „Po-