Strona:PL Pol-Dzieła wierszem i prozą.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale nie wiele brakło, że nie wzięli
Obronnéj bramy po swym własnym trupie.

„Po trzech atakach porządnie odparci,
Zawyli wściekle, i znikli jak czarci.
Więc trupy naprzód kazałem pochować,
I do obrony nowéj się gotować;
Bo dochodziły nas pono nie bajki,
Że hajdamackie zbierają się szajki,
I zamyślają na klasztor uderzyć;
Więc wypadało się w czujności dzierżyć.

„Jakoż zbliżały się znowu rozruchy,
I podchodziły dziady na podsłuchy,
I z każdą nocą zwiększała się trwoga;
Jednak gdy Pan Bóg chce człeka ocalić,
Nawet poganin umié się użalić
Nad obcą wiarą, i poczci sąd Boga.

„Jakieś się wojsko pomknęło po drodze,
Więc do obrony dałem znak załodze;
Wojsko porządne — więc pono nie kruki?
A w tém poznałem tatarskie buńczuki.

„Poznałem Murzę, sąsiada po koniu...
Zatrzymał ludzi opodal na błoniu,
I wysłał posła — więc pono nie zdrada?
Puściłem posła, a on mi powiada:
Że Murza słysząc o opresyi mojéj,
Jak sprzymierzeniec porzucił swę raję,
I w pogotowiu ku odsieczy stoi,
I wojsko w zaciąg Królowi oddaje.

„Prawda żem chował z Murzą przyjaźń starą,
Bo choć poganin, kochał sprawiedliwie;