Strona:PL Pol-Dzieła wierszem i prozą.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na Rusi o twoim bracie Radziwille,
I pozdrów tam, proszę, rodziców odemnie”.

Skłoniłem się panu za afekt dziękując,
A w sercu się wielce odjazdem frasując;
Więc łzy téż mi w oczach stanęły tajemnie,
I szedłem do dworzan znów zapić frasunki.

Tam oddał marszałek mi pańskie darunki:
Więc konia, więc szaty, więc jurgelt trzyletni;
A wszystko to nowe, od podków do pletni!
Zabrałem i listy do pana mojego.
Marszałek sam wypił do mnie strzemiennego,
I dał mi pachołka — pachołek był setny;
A sygnet kosztowny, grosz także nie szpetny;
Koń, stada Sobieskich, z konopiastą grzywą.
Pas w łuskę dziérgany, a kontusz z cięciwą.
Więc kocham i ściskam i siadam i jadę;
Lecz kiedym wyjechał, nie pomógł pas lity,
Zaledwom mógł sobie od żalu dać radę,
A zwłaszcza gdym wówczas był trochę napity.
Spłakałem się rzewnie! Tak żal to mi było
Wszystkiego, co serce w Nieświeżu rzuciło,
A już téż najbardziéj téj mojéj niebogi...
Więc smutnom się przybrał na powrót do drogi.

Gdym znowu zajechał w zapadłe Polesie,
Wspomniałem o owym to dziadzie, czy biesie.
Co drugich nawodząc, sam upadł był w jamę;
I jakoż znalazłem znów miejsce to same,
Gdziem leżąc rozmyślał i lulkę był palił,
Gdziem ogień nakładał i dziada powalił,
I w koło stał jeszcze, jak wówczas, bór niemy.
Lecz kiedy obydwa po liściach brodzimy,