Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chów. Mało mię krew nie zalała, gdym widział się tak poniżanym, a w mojej osobie i poniżenie całego zakonu, musiałem atoli ukryć swoją wściekłość do czasu. Lecz i to jeszcze nie wszystko: gdyśmy nareszcie stanęli przed Jadwigą i złożyli bogaty podarunek mistrza, ona odrzuciła pogardliwie, niby to tłómacząc się, iż nie chce krzywdzić ubogich mnichów, jak nas nazywała. To, przecież, mogło nas o wściekłość przyprawić!
— Często pokorą więcej można dokazać, niźli dumą a gniewem — wtrącił pojednawczo opat, towarzysz Sundsteina.
— I ja nie ścierpiałbym, aby mię dziewka, choćby najładniejsza, miała rozumu uczyć, a jej służalcy dawali przepisy postępowania — odpowiedział Jagiełło, gniewnem błyskając spojrzeniem.
— Tyś książę i pan Litwy, miły bracie, a zakon winien przecie hołd Polsce i jej królowej — zaprzeczył chytry Skirgiełło.
A wtedy krzyżacy skoczyli, niby psy rozżarte z łańcucha, i grozili straszliwą zemstą zakonu, miotając obelgi i przekleństwa.
Ale wnet napełniono puhary, a Jagiełło pytał o urodę Jadwigi. Sundstein nieco ochłonął i już mówił spokojniej:
— Ładna, bo ładna — ani słowa, ale lepsze braliśmy nie raz i nie dwa, jako branki do Malborga, i uczyliśmy pokory i skromności, tak właściwych niewieście. Dziwny bo naród ci Polacy: wszystkich tam ona dziewka jakby oczarowała i jej imieniem wszystko naokół rozbrzmiewa.