Strona:PL Poezye Karola Antoniewicza tom II.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



WSTĘP.


J

Jakże mroźno i zimno! — Wiatr już śniegiem pruszy. —
Hola służalce! — Ach, nikt mnie nie słucha!
Otwórzcie wrota, ciągnie zawierucha. —
No, cóż tam? — Prędzej! Nikt się z was nie ruszy?

Niech ciepły ogień me szaty obsuszy!
Zamknijcie okna, wiatr szparami dmucha.
Niechaj z kominka jasny płomień bucha,
Krew zamrożoną w mych żyłach poruszy!

Która godzina? Biło wpół do trzeciej. —
Jakiż czas gnuśny! — Czy to śnieg się bieli?
Mrok padł. — Niech lampę który z was zaświeci! —

Chłopcze, daj lutnię! Ta nas rozweseli,
Ta smutne chwile gdy z nami podzieli,
Z śpiewem i dźwiękiem prędzej czas przeleci.