Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naście lat, pobił się w karczmie z urlopnikami. Pan Skorabiewski, który wtedy jeszcze był wójtem, sprowadził go do kancelaryi, dał mu raz i drugi w łeb, ale tylko dla pozoru, a potém, udobruchawszy się zaraz, pytał:
— Rzepa, bój się Boga! jakżeś ty z nimi poradził, przecie ich było siedmiu?
A Rzepa na to:
— A cóż, jaśnie dziedzicu! nożyska mają masierunkiem zerwane, to tylko com się którego tknon, to on zaraz o ziem.
Pan Skorabiewski zatarł sprawę. On dawniéj był dziwnie łaskaw na Rzepę. Baby gadały nawet jedna drugiéj do ucha, że Rzepa to jego syn: „Toć znać zaraz, dodawały, że fantazyą ma psia jucha ślachecką.“
Ale to nie była prawda, choć matkę Rzepy znali wszyscy, a ojca nikt. Sam Rzepa siedział komornem na chałupie i na trzech morgach, na których go téż i uwłaszczenie zastało. Potém zaczął gospodarować na swojém, a że chłop był gospodarny, więc szło mu jako tako. Ożenił się, dostał żonę taką, że lepszéj i ze świécą szukać; więc byłoby się pewno i bardzo dobrze wiodło, żeby nie to, że wódkę trochę zanadto lubił.
Ale cóż było na to poradzić. Jak ktoś do niego z wymówką, tak zaraz odpowiadał:
— Piję, to za swoje, a wam zasię!
Nikogo się we wsi nie bał, przed jednym pisarzem mores znał. Gdy zobaczył zdaleka zieloną czapkę, zadarty nos i kozią bródkę, idące na wysokich nogach zwolna po drodze, to się za czapkę brał. Na Rzepę pisarz téż wiedział jakieś sprawki. Kazali Rzepie wozić w czasie zawieruchy jakieś papiery, to i woził.