Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchaj! byłem u nóg twoich! Kochałem cię więcéj niż świat cały...
— Panie Henryku!...
— Cicho bądź: widziałem i słyszałem wszystko! Jesteś bezwstydna! Ty i on!
— Mój Boże! mój Boże!
— Jesteś bezwstydna! Jabym nieśmiał ucałować krańca twojéj sukienki, a on całował cię w usta. Ty sama garnęłaś się do pocałunków! Haniu! ja tobą pogardzam! ja cię nienawidzę!
Głos zamarł mi w piersi. Począłem tylko oddychać szybko i łowić powietrze, którego mi brakło w piersiach.
— Zgadłaś! — mówiłem po chwili — że ja was rozłączę. Choćbym miał życie stracić, rozłączę was: choćbym miał zabić ciebie, jego i siebie. Nie prawda co ci mówiłem przed chwilą. On ciebie kocha, onby cię nie porzucił, ale ja was rozłączę.
— O czém tak żywo rozprawiacie? — spytała nagle pani d’Yves, siedząca w drugim końcu sali.
Była chwila, że chciałem się zerwać i wypowiedzieć w głos wszystko, alem się opamiętał i odrzekłem niby spokojnym, choć trochę przerywanym głosem:
— Sprzeczamy się, która altana w naszym ogrodzie piękniejsza: różana czy chmielowa?
Selim przestał nagle grać i spojrzał na nas uważnie, a potém odrzekł z największym spokojem:
— Jabym tam oddał wszystkie inne za chmielową.
— Niezły masz gust — odpowiedziałem, — Hania przeciwnego jest zdania.
— Czy naprawdę, panno Hanno? — spytał.