Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale tak! odpowiedziała Hania — obaj panowie jesteście warci siebie i będzie nam razem bardzo dobrze.
— Pani będzie naszą królową! — wykrzyknął z zapałem Selim.
— Panowie! Haniu! prosimy na herbatę — ozwał się z werendy ogrodowéj głos pani d’Yves.
Wróciliśmy na herbatę wszystko troje w jak najlepszém usposobieniu. Stół zastawiony był pod werendą; świéce objęte szklanemi kielichami, paliły się migotliwém światłem, a ćmy rojem krążąc koło światła, tłukły się o szklane ściany kielichów; listki dzikiego winogradu szeleściały kołysane ciepłym powiewem nocnym, a za topolami wytoczył się wielki złoty miesiąc. Ostatnia rozmowa pomiędzy mną, Hanią i Selimem, nastroiła nas na ton dziwnie łagodny i przyjazny. Wieczór taki cichy i spokojny oddziałał i na starszych. Twarze ojca i księdza Ludwika były wypogodzone jak niebo.
Po herbacie, pani d’Yves zaczęła kłaść passyans, ojciec zaś wpadł w jak najlepszy humor, gdyż zaczął opowiadać o dawnych czasach, co u niego zawsze było znakiem dobrego humoru.
— Pamiętam raz — mówił — staliśmy niedaleko jakiejś wioski w Krasnostawskiém; noc, pamiętam, była ciemna choć oko wykol (tu pociągnął dymu z fajki i puścił go nad świecę), człowiek był zmęczony jak żydowska szkapa, stoimy tedy sobie cicho, a wtém....
I tu nastąpiło opowiadanie dziwnych i przedziwnych wypadków. Ksiądz Ludwik, który już był je nieraz słyszał, powoli jednak przestawał palić, słuchał coraz uważniéj, zakładał okulary na czoło i kiwając głową, powtarzał: „uhum! uhum!“ albo téż wykrzyki-