Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miłości, chwyta za pierwszy lepszy jej pozór, za pierwszy lepszy cień...

Leon (z gorączką).

Biedna...

Jadwiga

Nie uśmiechaj się pan szydersko, bądź lepszy, bądź mniej surowy dla mnie. Ja nawet nie mam się przed kim poskarżyć i... tak jest! dlatego nie odpędzam hrabiego Skórzewskiego. Brzydzę się jego pięknością, pogardzam przewrotnym rozumem, a nie odpędzam, bo gra jak biegły aktor, bo gdy się w grę jego zapatrzę, to budzą się we mnie echa dawnych wspomnień... (Po chwili). Czemże zapełnię życie? Nauka? sztuka? choćbym je pokochała, to one mnie kochać nie będą, bo to nie żywe istoty... Nie! doprawdy nie! Nie wskazano mi żadnych obowiązków, żadnych celów, żadnych podstaw. Wszystko czem żyją inne kobiety, co stanowi ich świat, szczęście, troskę serdeczną, siłę, łzy i uśmiechy, zamknięte dla mnie. Moralnie nie mam z czego żyć jak żebraczka, nie mam dla kogo, jak sierota. Nie wolno mi nawet tęsknić za życiem zacnem i cichem, wolno mi tylko karmić się żalem, a bronić okruchami kwiatów umarłych i wspomnień o dawnej, czystej, poczciwej i kochanej Jadwini... Ach!... znowu zrywam ugodę... przepraszam pana!...

Leon

Pani Jadwigo!... życie poplątało się nam obojgu.