Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tek nadpłynął z samego już miasta, przywożąc agentów z hotelów i z Boarding-housów, przewodników, ludzi wymieniających pieniądze, agentów kolejowych: wszystko to krzyczało w niebogłosy, popychało, kręciło się po całym pokładzie. Wawrzon i Marysia wpadli jakby we młyn jaki i nie wiedzieli, co począć.
Kaszuba poradził staremu, by zmienił pieniądze, i obiecał, że nie da go oszukać, więc też Wawrzon to uczynił. Za to, co miał, dostał czterdzieści siedem dolarów srebrem. Nim wszystko to się odbyło, okręt zbliżył się tak do miasta, że już widać było nietylko domy, ale i ludzi stojących na bulwarku, potem mijał co chwila różne statki większe i mniejsze, nakoniec dotarł do warfów i zsunął się w wązki dok portowy.
Podróż była skończona.
Ludzie zaczęli wysypywać się ze statku, jak pszczoły z ula. Przez wązki mostek, położony od burt do brzegu płynęła ich ciżba różnobarwna: pierwsza klasa, potem druga, a podpokładowi, obładowani rzeczami, naostatku. Gdy Wawrzon i Marysia popychani przez tłum zbliżyli się do otwartej burty, znaleźli przy niej i Kaszubę. Uścisnął silnie rękę Wawrzona i rzekł:
— Bruder! życzę glücku! i tobie, dziewko. Bóg wam dopomóż!
— Panie Boże zapłać! — odrzekli oboje, ale nie było czasu na dłuższe pożegnanie. Ciżba popchnęła ich po pochyłym mostku i za chwilę znaleźli się w obszernym celniczym budynku.
Celnik, ubrany w szary surdut ze srebrną gwiazdą,