Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  14  —

dymu, usławszy je pierwej mchem i własnemi derami, wybierał dla niej najlepsze kawałki zwierzyny; czynił zaś to wszystko z nieśmiałą jakąś troskliwością, której się po nim nie spodziewałem, a która budziła jednak we mnie pewną niechęć, bardzo do zazdrości podobną.
Ale mogłem się tylko gniewać, nic więcej. Henry, jeśli nie na niego przypadała kolej straży, mógł czynić ze swoim czasem co mu się podobało, zatem być blizko Lilian; tymczasem moja kolej nie kończyła się nigdy. W drodze wozy ciągnęły jeden za drugim, często bardzo od siebie daleko; zato gdy weszliśmy już w kraje puste, na południowe odpoczynki, stawiałem je wedle obyczaju stepowego w jednej poprzecznej linii, zwartej tak, iż między kołami ledwie człowiek mógł się przecisnąć. Trudno przewidzieć, ile ponosiłem trudów i pracy, nim taka linia, łatwa do obrony, została uformowana. Muły z natury dzikie i nieposłuszne zwierzęta, zamiast stawać w szeregu, albo upierały się na miejscu, albo nie chciały zejść na bok z utartej kolei, gryząc się przytem, kwicząc i wierzgając; wozy, skręcane nagłym ruchem, przewracały się często, a podnoszenie tych prawdziwych domów z drzewa i płótna niemało zabierało czasu; kwik mułów, klątwy woźniców, brzęk dzwonków i szczekania psów, wlokących się za nami, sprawiały piekielny hałas. Gdym jako tako przyprowadził wszystko do ładu, musiałem jeszcze pilnować wyprzęży zwierząt i kolejników, mających pognać je na pastwisko, a następnie do rzeki. A tymczasem ludzie, którzy w czasie pochodu pogrążyli się byli w step dla polowania, ściągali ze wszystkich stron ze zwierzyną; ogniska były poobsiadane, ja zaś