Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ci swoje i innych. Dziś posiadać znajomość: kilka języków, jestto mieć chleb w ręku. Można być wprawdzie „naszym znanym i powszechnie czczonym“ nie umiejąc żadnego; ale w interesie własnym, lepiéj jest umieć jak najwięcéj; témbardziéj, że wielu z moich współbraci, doszedłszy do wieku dojrzałego, obiera sobie za mieszkanie takie kraje o których za lat dziecinnych, nawet w geografiach nie czytali.
Postanowiłem tedy, że jak najprędzéj kupię sobie metodę Ollendorfa, i z prawdziwie budującą cierpliwością będę tłómaczył wszystkie mądre zdania, napełniające rzeczoną książkę; owe takie głębokie pytania, jak np.: „czy cudzoziemiec zjadł siano sąsiada, materac majtka i guziki ogrodnika?“ że przejdę cały ten czyściec nonsensów, byle jak najprędzéj nauczyć się tyle angielszczyzny, żeby choć cośkolwiek więcéj umiéć od naszych starterów wyścigowych. Tymczasem kelner hotelowy z prawdziwą angielską flegmą, począł sobie pocierać drugie kolano, nie przestając powolnym głosem i przeciągłym akcentem nadwerężać i tak nadwerężonéj już mojéj cierpliwości. Odwróciłem się do okna, przez które widać było w półzmroku wieżę westminsterską i począłem nucić: „Mów, o Eurydyko! czyli wierną będziesz!“
— Czego chce ten bawół? — spytał mój towarzysz.
— Powiada, że nie wyjdzie, póki mu pan co na ból w kolanach nie poradzisz.
Bawołowi jednak sprzykrzyło się widocznie mówić i wyszedł, rzuciwszy na nas pogardliwe spojrzenia. W ogóle zauważyłem, że anglicy odznaczają się daleko mniejszą uprzejmością dla cudzoziemców niż francuzi. Kiedyśmy na drugi dzień, mając już prze-