Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jak się pan miewa od wczoraj?...
Ona tylko skłamała, ona witając go podobnemi słowy, tem samem nakazywała mu milczenie... Zresztą ludzie złączeni stosunkiem prawdziwej, serdecznej przyjaźni nie mają prawa ukrywać przed sobą niektórych podejrzeń. Czyż on sam nie czułby się śmiertelnie obrażonym, gdyby wiedział, że Armand żywi względem niego nieufność, ubliżającą jego honorowi a jednak uczucia swoje milczeniem pokrywa? Czyż nie uważałby milczenia tego za rozmyślnie wyrządzoną sobie zniewagę? A zatem on też niesprawi Armandowi równie ciężkiej przykrości. Pójdzie do niego z dłonią do uścisku podaną, odkryje przed nim swą tajemną boleść swego serca. Nadto z urzeczywistnienia powyższego zamiaru wyniknąć mogą ważne, czysto praktyczne korzyści. Będzie mógł poprosić przyjaciela, by odtąd rzadziej dom ich nawiedzał. Jeżeli podejrzenia jego są niesłuszne i jeżeli Armand jest wtajemniczony w rzeczywistą przyczynę smutku Heleny, będzie mógł napomknąć o tem w rozmowie, niepopełniając niedelikatności... Noc ta wydała mu się wiekiem, rozmyślał ciągle nad tym zamiarem, któremu ostatecznie woła jego poddała się bez oporu. Świtać już poczynało, gdy Alfred usnął kamiennym, głębokim snem, jakim usypiać zwykł człowiek,