Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w taki sposób i temi rękoma, rozkrwawiła się tak strasznie, że starzec omal nie krzyknął. Ale pokonał wnet tę słabość i odpowiedział:
— Nic mi nie jest. Trochę zmęczenia z powodu wstrząśnienia wczorajszego, nic więcej. Ciężkie chwile przechodziłem, wierzaj mi pan, słuchając tego, co Ewelina mówiła. Ale już mi lepiej... Zresztą — na twarzy mówiącego odbiła się znów energia, głos odzyskał siłę — nie o mnie tu chodzi, lecz o pana. A zwłaszcza o Ewelinę... Zażądałeś pan odemnie — zaczął znów po chwili milczenia — ażebym ci był podporą, ze względu na to biedne dziecko. To pańskie własne słowa. Znam tylko jeden sposób niesienia pomocy w tym wypadku: bezwzględną szczerość w rozmowie...
— Jestem gotów usłyszeć „szystko — rzekł Malclerc — nie osądzisz mnie pan surowiej, niż ja siebie sądzą...
— Osądzę pana może inaczej — odparł d’Andiguier. — Będę brutalny — dodał. — Dopatrzyłeś się pan w położeniu swojem faktów, których w niem niema. Dziennik pański dowiódł mi, że usiłowałeś obudzić w sobie wyrzuty sumienia z powodu zbrodni urojonej i wyrafinowanej, której nie popełniłeś. Napisałeś „wyrazy: wrażenie kazirodztwa i, nie zaprzeczaj mi pan, lubowałeś się nie w tem wrażeniu, lecz w tych wyrzutach... Prawda jest prostszą i trzeba jej spojrzeć oko w oko. Zbrodni, o której wspominasz, nie popełniłeś. Gdyby istniało kazirodztwo w małżeństwie pańskiem, pozostałoby ci tylko odebrać sobie