Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sny o mnie. Rzecz zupełnie naturalna. Nie wie nie. Ale nienaturalnem jest postępować w ten sposób i nie myśleć o skutkach. Ludzie będą szukali powodu naszej kłótni i znajdą go. Imię Eweliny zacznie obiegać z ust do ust. Trzeba przeszkodzić temu za jakąbądź cenę. Sprawa musi pozostać w zupełnej tajemnicy. Wszystko zależy od świadków. Kogo tu poprosić?...” Powtarzałem znów moją zwrotkę „Boże! jakie to głupie!...” Poczem zawnioskowałem: „Widocznie sam byłem nieostrożny. Zanadto się nią zajmowałem, nie zwracając na to uwagi, że jemu na niej zależało więcej, niż przypuszczałem, i że nas obserwował...”
Do wyrzutów sumienia, że przez nierozwagę dałem powód do awantury kompromitującej młodą pannę — i jaką pannę! — przyłączyła się wnet pewna obawa. Niech się sprawa rozniesie, niech zaczną tylko o niej mówić, a skończy się rozkoszna ścisłość stosunków, jaka zapanowała w ciągu ostatnich tygodni. Pani Muriel już na nią nie pozwoli. Powróciłem tedy głęboko zadumany, i, zamknąwszy się po śniadaniu w moim pokoju, gdzie piszę w tej chwili pamiętnik tego małego dramatu, zacząłem rozważać dokładnie szczegóły położenia, przed powzięciem postanowienia nieodwołalnego. Medytowałem właśnie nad trudną sprawą wyboru świadków, gdy odźwierny hotelowy przyniósł mi kartę, na której wyczytałem ze zdumieniem niesłychanem nazwisko Renégo de Montchal’a. Tym razem doznałem niezwykłej ulgi, W chwilę później mój napastnik wchodził, bar-