Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bietę dzieckiem. Owa młoda kobieta, zamężna od roku przeszło, napisała mu tego ranka, że spotkało ją wielkie, straszne nieszczęście, że on jeden może jej dopomódz i uratować ją i że będzie na ulicy de la Chaise o godzinie dziesiątej. Wyrażenia listu, nierówny charakter pisma, natarczywość, z jaką Ewelina Malclerc — takie było jej nazwisko — błagała, aby ją przyjął niezwłocznie, wszystko dowodziło p. d’Andiguierowi, że pewne przeczucia, które go dręczyły co do niej, nie omyliły go, i ta myśl wystarczała, aby poruszyć do głębi tego namiętnego czciciela sztuki, któremu jego nieprzyjaciele — mamy ich zawsze — powiedzieliby chętnie, jak jakaś Niemka Heine’mu: „Pan, który kochałeś tylko kobiety rzeźbione lub malowane...”
Wiadomo co poeta odpowiedział na ten złośliwy kompliment: „Przepraszam panią, kochałem także jedną umarłą...” Tę odpowiedź, którą ironiczny autor Reisebilder wymówił prawdopodobnie tonem drwiącym i ze swym szyderczym uśmiechem, Filip d’Andiguier byłby mógł dać na własny rachunek, ale tak, jak robił wszystko, poważnie i szczerze. Ów człowiek, rozkochany w księżniczkach rzeźbionych i malowanych z XV-go wieku, pielęgnował w istotnem życiu swojem, co znaczy w życiu nieznanem nikomu, romantyczne przywiązanie, którego śmierć zabić nie zdołała. Jeżeli chodził gorączkowo po galeryi od chwili, kiedy otrzymał bilecik pani Malclerc, usiłując ruchem oszukać troskliwość, zaniepokojoną do trwogi, to dlatego, że młoda kobieta była dlań wyobrażeniem innej, któ-