Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I nowe dla oddechu porobiċ otwory;
Lub jeśli to wiatr płochy dmie w podziemnym świecie
I z pieczar palne twory i opoki miecie,
A te się zapalają wzajemnem ścieraniem:
Kiedyś głębie wystygną za wiatrów ustaniem.
Lub jeśli to żywica dodaje zapału
Bladej siarce, wśród dymów tlejącej pomału,
W tym razie, skoro tłustość, skryta w ziemskiem łonie,
Po długich lat upływie całkowicie spłonie,
Gdy płomieniom posiłku odmówią otchłanie:
Ogień głodu nie zniesie i nagle ustanie.
Jest u Hyperboreów, od Palleny blisko
Znane z dziwnych własności Trytońskie bagnisko:
Dziewięćkroć zanurzonych przyobleka w pierze.
I scytyjskie niewiasty, czemu ja nie wierzę,
Ciało w pierze przyoblec umieją przez czary.
Lecz dowiedzionym rzeczom któż odmówi wiary?
Gdy się ciało leżeniem i ciepłem rozkłada,
Czyż się z niego robaczków nie rodzi gromada?
Sam spróbuj i dorznięte w ziemi zagrzeb woły:
Zobaczysz, jak miód z kwiatów zbierające pszczoły
Wyroją się z zgnilizny i przykładem wołu
Po polach dla nas będą pracować pospołu.
Przysyp ziemią rumaka: będziesz miał szerszenie.
Nadbrzeżnemu rakowi oderwij golenie,
A resztę wsadź do ziemi: w tułowiu nieżywym
Zalęże się niedźwiadek, groźny chwostem krzywym.
Nieraz na to zjawisko patrzyli rolnicy,
Jak z przywartej do listka szpetnej gąsienicy
Lekki wyleciał motyl. — W błocie są nasiona,
Z których nieznacznie żaba powstaje zielona.