Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Swych zbiera, miota skały i sosny ku wodzie
I zatapia nam mężów i zanurza łodzie;
Okręt tylko, co z nami i z Uliksem płynął,
Powszechnego nieszczęścia ucieczką ominął.
Nakoniec po niezmiernej towarzyszy stracie
Stajem na wyspie, którą tam przed sobą macie.
Synu wdzięków bogini, z Trojan najcnotliwszy!
Nie będąc ci już wrogiem, bój z tobą skończywszy,
Przestrzegam cię: z daleka mijaj Cyrcy brzegi!
Stanąwszy na niej z wodzem i z mymi kolegi,
Jeszcze od Antyfata nie zbywszy postrachu,
Iść do nieznajomego nie śmieliśmy gmachu.
Los nas wybrał: Polita, mnie i Eurylocha
Z Elpenorem, co w winie zbytecznie się kocha.
I z ośmnastu innymi do Cyrcy wysłani,
Ledwie stajem w przedsionkach pałacu tej pani,
Wtem biegnące naprzeciw lwy, wilki, niedźwiedzie
Trwożą nas; lecz nic złego nie było w czeredzie:
Ran nie niosły i owszem, merdając ogonem,
Zdawały nam się łasić sercem ucieszonem
I szły z nami na zamku progi marmurowe,
Skąd nas sługi przed swoją przywiodły królowę.
Tam na wspaniałym tronie dumna Cyrce włada
W świetnej szacie, po której płaszcz złocisty spada.
Tam nimfy i Nerejdy nie tem są zajęte,
By szarpać runa wełny lub snuć nici kręte,
Ale trudnią się roślin i kwiatów wyborem,
Zmieszanych w koszach, różnych składem i kolorem.
Cyrce ich dzieło kończy; sama zna dokładnie,
Na jaką każde ziele korzyść jej przypadnie,