Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zgrabny ten smyk. Ale przykro mi, że pani o tem opowiedziano. To brzydki temat.
— I nudny temat, — wtrącił lord Henryk. — Nie ma zupełnie podłoża psychologicznego. Jakieby to było zajmujące, gdyby Geoffrey uczynił to rozmyślnie! Chciałbym znać człowieka, który popełnił prawdziwe morderstwo.
— Jakie to okropne, co mówisz, Harry! — zawołała księżna. — Nieprawdaż, mr. Gray? Harry, mr. Gray znowu czuje się niedobrze. Mdleje prawie.
Dorjan wyprostował się z trudnością i zmusił do uśmiechu. — To nic, księżno, — mruknął; — nerwy moje są zupełnie wytrącone z równowagi. To wszystko. Obawiam się, że za dużo chodziłem dziś rano. Nie słyszałem, co Harry powiedział. Czy to było tak okropne? Musi mi to pani przy sposobności opowiedzieć. Zdaje się, że muszę się położyć. Wybaczycie mi państwo, nieprawdaż?
Stanęli przed wspaniałemi schodami, wiodącemi z oranżerji na taras. Gdy szklane drzwi zamknęły się za Dorjanem, lord Henryk odwrócił się i spojrzał na księżnę rozmarzonym wzrokiem. — Bardzo go kochasz? — zapytał
Nie odpowiadała długo, wpatrzona w otaczający ich krajobraz. — Samabym chciała to wiedzieć, — rzekła wreszcie.
Lord Henryk potrząsnął głową. — Świadomość bywa fatalna. Nieświadomość wywiera na człowieka urok. Mgła czyni rzeczy cudownemi.
— Można zgubić drogę.
— Wszystkie drogi prowadzą do tego samego punktu, moja droga Gladyso.
— A jest nim?