Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cha, czy z ujrzanej znowu tej twarzy dziewczęcej, na której tak bardzo wyraźne piętno złożyły przebyte cierpienia.
Pozwól, abym dziś nie mówił dłużej...

XXXIII.
Wiedeń.

Rozwija się we mnie wraz z upływającymi dniami długa wstęga rozmyślań i wzruszeń.
Duma moja, ta nierozłączna towarzyszka mych lat minionych, zjawia się przede mną, a ja, rzucam jej w oblicze uśmiech ironiczny i zapytuję: kędyżeś była wtedy, gdy wśród zamarzłych olbrzymów alpejskich ogarniały mię mdłości śmiertelnej niemocy? Jestżeś ty siłą, skoro popadłem z śmiertelną niemoc? Jestżeś źródłem życia, skoro, pomimo posiadania ciebie, ratunku od życia szedłem szukać u śmierci?
I na ustach czuję uśmiech piekący, z jakim człowiek spogląda na to, co zdawało mu się być wszystkiem, a okazało się niczem...
Wymowne i przekonywujące są blade usta śmierci, ujrzanej z blizka.
I jeszcze jedno. Jakimikolwiek byłyby początki cnoty i sposoby, którymi powstawała i rozwijała się w ludzkości, jest ona piękną i obudza dla siebie miłość; jest dobroczynną, dlatego, że obudza miłość. Miłość i uwielbienie. Nie zapytam cię, czy uwielbienie może być radością, bo ją w sobie czuję, ale powiem, żem odkrył w niem rzecz dla siebie niespodziewaną: wiarę. Uwierzyłem w piękność i dobroczynność cnoty, gdy anielski dech jej dotknął mego usychającego serca.
Tu zapytuję u mądrości swojej: jakieżeś miała oczy: zagasłe czy zbytnio w dal zapatrzone, skoro musiałem dotknąć, aby uwierzyć? a ona mówi, że oczy jej były w świat cały wpatrzone, lecz nie widziały lub ślepły, trafiając na pustkowia.
Mądrość, tułająca się po pustkowiach duszy, w ciemno-