Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A zatém zgoda! zgoda! — ozwał się w końcu Noa, gdy z tego uniesienia do siebie przyszedł, a Karolina także powróciła. — O któréjże godzinie jutro rano widzieć się mamy?
— O któréj się wam podoba! może o dziesiątéj? — zapytał Żyd, dodając, gdy Claypole na znak potwierdzenia głową skinął; — kogoż mam przyjacielowi memu zapowiedzieć?
— Bolter! — odpowiedział Noa, który się na to pytanie już był przysposóbił. — Pan Moryc Bolter, a to pani Bolter.
— Uniżony sługa pani Bolter! — rzekł tedy Fagin skłoniwszy się głęboko z śmieszną grzecznością. — Mam nadzieję, że się z czasem jeszcze lepiéj poznamy.
— Czyś słyszała, co ci ten jegomość mówi, Karolino? — zagrzmiał Claypole.
— Słyszałam, drogi Noa, słyszała, — odpowiedziała pani Bolter, wyciągając rękę.
— Ona mię Noą nazywa z pieszczoty, — rzekł pan Bolter, dawniéj Claypole, do Fagina. — Rozumiecie przecież?
— O, rozumiem, rozumiem, doskonale, — odpowiedział Żyd, mówiąc tą razą szczerą prawdę. — Dobra noc, dobra noc!
Po tych słowach Fagin odszedł złożywszy jeszcze poprzód tysiączne swoje życzenia i pożegnania, a Noa Claypole, zalecając swéj kobiecie największą na siebie uwagę, przystąpił do wyjaśnienia jéj całego układu, który z Faginem zawarł, z całą wzniosłością, godno-