Strona:PL Negri Niedola Burze.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skłoniłem oto tę potworną głowę,
W sercu wolniały tortury.

Ona — jak wiatr ten... Ja — byłem zazdrosny,
Zazdrością dziką i nieprzemożoną,
O tę błyszczącą jej grzywę,
O świeże usta, o skryte wpół łono,
O śmiechy swawolne, żywe...

Aż mnie rzuciła. Szukała rozkoszy,
Wiosny, jutrzenki promienia,
Sama do uciech stworzona...
Jam jej nie ścigał. Tylko do jej cienia
Wyciągam odtąd ramiona.

O, gdybym życia wyważyć śmiał wrota,
Co się tak wlecze, co taka w niem męka!
Ale nie! Nie mam dość siły...
Straszy mnie nicość... Coś we mnie się lęka
Okropnych mroków mogiły.

Jak huczy morze! Jaki ryk i łkanie!
Jak ta spieniona fala jęk mój głuszy!
Nigdzie ani żywej duszy...
Ta noc, ta pustka — to obraz mej doli...
Idziecie?... Żegnajcie, panie!