Strona:PL Negri Niedola Burze.pdf/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak sito skłuty ostrzami
Bagnetów, w boju rozpaczy...

Czarne i rdzawe plamy, pył, kurzawa,
Barwę ich pierwszą pokryły —
Płomień kartaczów, dział dymy,
I proch z poległych mogiły...

A wiele z onych proporców, wiejących
Pod jasną zorzą niebiosów,
W ogromnym szumie chrzęst miały
Ciężko walących się kłosów...

Spojrzę ja, — aż tu, jakby magnetycznym
Tchem owionięte miłości,
Wszystkie odziały się bielą
Cichej, słonecznej jasności...

I nagle wszystkie ku sobie schylone,
W uścisk się jakby złączyły...
Jakby z tryumfów, z klęsk, błysła
Nadziei jedność i siły...

I pod szerokiem błękitów sklepieniem,
Pod żywym ogniem tej zorzy,
Jeden — jak skrzydła anielskie, —
Sztandar rozwinął się boży!

A pod nim z krwawej ruiny, ze zgliszcza,
Z mroków, gdzie krzywda się chowa,
Z hańby stuleci, z klęsk wieków,
Ludzkość podniosła się — nowa!