Strona:PL Na drogach duszy.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I ustawicznie przez całą jego twórczość powtarza się potężne wspomnienie naszych kościołów wiejskich i nabożeństw wieczornych.
We »Wigiliach« pokusiłem się o odtworzenie w słowie tych najwznioślejszych i najpiękniejszych nastrojów w muzyce Szopena:
»Zmrok wieczorny w kościele wiejskim. Cisza oczekiwania czai się na sklepieniach i ścianach, cisza w parnem upojeniu kadzideł, cisza w głuchym, jakoby podziemnym odgłosie organów...
I jakby odległe drganie powietrza rośnie coś i płynie przez kościół; wznosi się, jakby ciche westchnienie; pręży się jak tygrys, przysadzony do skoku; a naraz pęka cisza, ryknęły organy, a z żelaznych objęć ciszy i czekania wyrywa się pieśń straszna, potężna, pieśń co mury rozpiera i groby rozsadza, pieśń bólu i dnia sądnego...«
Lecz najpotężniejszym staje się tam, gdzie już śmierć roztacza nad nim swe upiorne skrzydła.
Może czuł już wtedy, jak bezcielesne i bezistotne widmo — przeczucie śmierci, — spływa wzdłuż jego nerwów, rzuca cienie na jego świadomość, rozpościera w duszy czarne kiry, aż noc zapada: świecą gwiazdy maleńkie matowym połyskiem, a świat wokół staje się strasznie ciasny, oddech zaparty, bo olbrzymi ciężar powietrza stłacza piersi.
I naraz wyrywa się straszny krzyk rozpaczy i przestrachu.
Pomnicie koniec Sostenuto — części w H-mol Scherzo?
Z nieskończenie bolesnej monotonii zadumy, żalu, modlitwy, rwie się naraz gwałtowny, dziki akord.
Ten nagły ryk oszczepem ugodzonego zwierza wśród głuchego, wpół sennego kołysania się stepu — ten brutalny krzyk w dogorywającej agonii bólu — ten dziki obłąkany akord śmiechu wśród żałobnej powagi jesiennych nocy: — to już nie muzyka, to nagi, bezpośredni wykrzyk duszy, wijącej się w eretyzmach strachu — to więcej od muzyki: coś co ponad muzyką stoi.
A gdy już miał świadomość, że koniec się zbliża, stał się olbrzymem, jedynym, niesłychanym, jak w swoim Fis-moll Polonezie,