Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zatem ten nieznajomy człowiek — mówił Vanbaron dalej — który mi się jako dobroczyńca przedstawił, był niezawodnie sprawcą podwójnego morderstwa, jakiego w sąsiednim domu dokonano, krwią zbroczone banknoty, które mi dał, były jego ofiarom zrabowane, a ja błogosławiłem ten potwór i dotykałem się owych banknotów. To okropne!
— Czy to jest pański nowy sposób bronienia się — zapytał urzędnik.
— Nowy sposób bronienia się? Ani myślę bronić się z powodu zbrodni, której nawet popełnić nie mogłem i której mi pan sam nie przypisujesz. Ten sznur na moim balkonie, jakiego jeszcze nigdy nie widziałem, udowadnia moję niewinność i czego przedtem pojąć nie mogłem, jest teraz jasne jak słońce. Tak, potrzeba wynaleźć tego mordercę kobiety i słabowitego starca. Człowieka tego, którego w nocy widziałem, poznam, gdybym go tylko zobaczył.
Wyrzekłszy te słowa z ogniem, mechanik powstrzymał się, jakby był znużony. Był teraz blady, pot wystąpił mu na czoło i patrzał przerażonemi oczyma to na sędziego, to na tegoż pisarza.
Oblicze pierwszego było zimne i obojętne jak zawsze, lecz z twarzy pisarza przemawiała niewiara, bo mniej był nazwyczajony do ukrywania wrażeń.
W końcu Vaubaron wzniósł pomimo ciężaru okucia obydwie ręce ku niebu i rzekł:
— Mój Boże! mój Boże! oni mi nie wierzą!
— Ja dopiero wtenczas uwierzę — rzekł sędzia, jeźli pan podasz środki odnalezienia tego tajemni-