Strona:PL Moj stosunek do kosciola.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naście matur czyli prawomocnych świadectw dojrzałości bez stopnia z „religji“. Jeżeli w danej szkole nie było nauczyciela pewnej religji, zwalniano eo ipso arbiturjenta czy arbiturjentkę od obowiązku składania egzaminu z tego „przedmiotu“. Między temi świadectwami widziałem nawet kilka wydanych katolikom, ponieważ w ich szkole średniej nie było katechety katolickiego. Tylko prawosławny nie mógł się obejść bez stopnia z „religji“ uprzywilejowanej i przodującej innym.
Chociaż jestem stanowczym przeciwnikiem wszelkiej walki za pomocą gwałtu, to jednak odczułem to orzeczenie Najwyższego Trybunału Administracyjnego jako wyzwanie, rzucone wszystkim obywatelom, walczącym o wolność sumienia i o poszanowanie godności ludzkiej. A cóż dopiero mówić o ludziach mało krytycznych, łatwo zapalnych i gotowych do walki czynnej. Tacy ludzie mogą dojść do wniosku, że w Polsce drogą legalną niepodobna korzystać z zawartych w Konstytucji praw obywatelskich, i że konieczną jest walka konspiracyjna, spiskowa, zamachowa, krwawa. Wniosek błędny, ale nastroju tych ludzi nie wolno lekceważyć i bagatelizować. Same zaś represje mogą zawieść i zwykle zawodzą.
Otóż wobec tego wszystkiego mój przyjaciel, zalecający mi granie roli kreciej i dwulicowej, może mieć słuszność.

Sprawa „powłoki cielesnej“.

Mnie osobiście niewiele się już należy: tylko w „proch się obrócić“.
„Mam prawo uważać siebie za prawdziwego wolnomyśliciela i bezwyznaniowca, chociaż nie obnoszę się z tą swoją charakterystyką jak kura z jajkiem. I właśnie, jako „wolnomyśliciel“ i „bezwyznaniowiec“, chcę tu określić swój stosunek do własnego ciała po śmierci, której jakoś nie mogę się doczekać i muszę ciągle jeszcze znosić gorycz i mękę istnienia.
„Mnie samego już wtedy nie będzie. Ten najsubtelniejszy wytwór i szczyt istnienia rozwojowego, jakim jest „dusza“