Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Waldemar wszedł prędko, swobodnie powitał babkę i pannę Ritę, nie spostrzegając jej martwoty. Ona chwilę stanęła nieruchomo i wyszła z pokoju.
Wówczas Waldemar usiadł blisko księżnej na fotelu i z pieszczotą wziął jej rękę. Miał w oczach wyraz serdeczny, trochę filuterny.
— Dobrze, że cię widzę, mój chłopcze — rzekła księżna, uśmiechając się do niego. — W ostatnich czasach nie często bywałeś u mnie, zapomniałeś o starej babce.
— Niechże Bóg broni! Ale babcia rada, żem przyjechał? Więc kocha mnie... czy tak?
— Czyżby mogło być inaczej? Mam cię jednego tylko, i wnuka i syna razem, bo Franio... ach Boże!
Staruszka machnęła ręką zniechęconym giestem.
— Gdyby Franio był choć trochę do ciebie podobny!
— Ależ babciu, ja wzorem być nie chcę dla nikogo.
— Jednak możesz nim być.
Waldemar uśmiechnął się pod wąsem.
— Będę kiedyś dla mego syna.
— Otóż to! Szkoda, że nie myślisz o założeniu rodziny — to twój obowiązek. Jesteś ostatni z linji glębowickiej, powinieneś, Waldy, o tem pamiętać, ale — ty zawsze tylko żartujesz.
Waldemar spoważniał. Spojrzał prosto w oczy księżnej.
— Nie, babciu, ja teraz nie żartuję. Mam stanowczy zamiar wziąć sobie żonę, założyć rodzinę, nie obowiązkową, nie dla tradycji, lecz z powodu własnych pragnień.
Księżna rozumne, ciemne oczy utkwiła w źrenicach wnuka z wyrazem niedowierzającym. Jego głos zastanowił ją.
— Ty się chcesz żenić, Waldy?
Powiedziała to z tak bezgranicznem zdumieniem, że Waldemar zaśmiał się ubawiony.
— Ach, babciu! zawsze i przed chwilą nawet wymawiałaś mi, że o tem nie myślę, a teraz ta wiadomość tak cię zdziwiła, że niemal przerażoną jesteś.
— Więc — to prawda?
— Ależ tak, droga babciu, teraz nie żartuję! Przyjechałem umyślnie, aby ci to powiedzieć i — prosić o błogosławieństwo.
— O... błogosławieństwo? Już? Nic nie słyszałam, abyś się o kogo starał, Waldy. Skąd tak nagle?
— O, babciu! ta, którą chcę mieć za żonę, jest mi oddawna drogą. Znasz ją i lubisz. Ale sądziłem, że odgadniesz sama, ja się nie ukrywałem.
— Kto to, Waldy... kto? Czyżby Melanja Barska? — pytała księżna niespokojnie.
— Ach! cóż znowu? Barska była i jest mi najzupełniej obojętną.
— Więc któż inny?
Waldemar utkwił w twarzy księżnej wzrok przejmujący i wyrzekł miękkim głosem, ale dobitnie:
— Stefcia Rudecka.
Księżna szeroko otwarte źrenice zwróciła na wnuka.
— Stefcia Rudecka — powtórzył.
— Waldy! ty żartujesz?